Jeszcze się przyglądam temu biznesowi…

Ja jeszcze przypatruję się temu biznesowi, tak, fajny jest, ale jeszcze to sprawdzam. No widzę wszędzie te zrzuty ekranu, że ludzie wypłacają pieniądze, że jakieś setki dolców czy złotych co dnia, ale ja jeszcze poczekam kilka miesięcy zanim to się rozwinie, jeszcze muszę dowiedzieć się wszystkiego o właścicielu, zasadach, efektach. No to poczekam trochę aż inni moi znajomi zgarną swoje pierwsze duże wypłaty, a najlepiej kilka wypłat – tak dla pewności. Wiadomo, że po pierwszym roku większość firm pada. Takie są statystyki. Suche fakty. Ok, no to przeczekam ten rok, a potem to już wejdę w ten biznes na 100%! Jak będzie pewny.

Poprzyglądam się, pomyślę

W sumie to podoba mi się ten pomysł od początku i jak czytam informacje w sieci, to wygląda mi to dobrze, ale gdzieś tam w brzuchu wiercą mi się jednak wątpliwości. No bo jak można tyle zarabiać? Czy to jest normalne? Ja nie jestem żadnym ekspertem internetów, ani nawet biznesu. Poczekam – przezorny zawsze zabezpieczony. Raptus  dwa razy traci.

To doświadczenie uczy mnie ostrożności.

Rodzice zawsze powtarzali, że jak czegoś nie jestem pewien i nie mam tego na piśmie (w 2 wersjach), to lepiej nie ryzykować, bo można się rozczarować. Babcia często mówiła „Ucz się synek, pracuj pilnie i uczciwie, to zawsze będą Cię szanować i na chleb Ci nie zabraknie, a dobry człowiek zawsze szklankę wody poda”. Babcia przepracowała w jednym zakładzie pracy całe życie. Dzisiaj ma 1500 emerytury. Luksuska. Ja pewnie nawet tyle nie będę mieć, bo zapowiedzi wyglądają miernie. A gdzie dzisiaj są rodzice i co robią? Pracują: ciężko, mają pensję, trochę nerwów, ale takie życie.

Pewnie, że chciałbym czegoś innego, jakiejś dozy szaleństwa, trochę więcej pieniędzy, żeby wybić się z tych zarobków poniżej 2000 pln. O ile. No ale na łapu capu też nie będę w każdy biznes wchodzić.

To trzeba na spokojnie, sprawdzić, przemyśleć, poczekać aż się uleży. Jak dobre wino. Im wino starsze tym lepsze.

No to jeszcze poczekam.

biznes w sieci
Kiedy w 2009 roku Bono (o szalony! ) kupował akcje niewiele kiedyś znaczącego Facebooka nie mógł wiedzieć, że parę lat później, gdy FB wejdzie na giełdę, zarobi na tym więcej, niż przez wszystkie lata swoich koncertów dawanych z U2, łącznie ze sprzedażą płyt tego zespołu. Zapłacił za te akcje jakieś 56 mln USD, a dziś są warte ok. 1,4 mld USD.

Skubaniec nie czekał.

W sumie to nieźle śpiewam. Może też trzeba mi zacząć? Ale teraz zły rynek jest dla artystów, mało płacą, trzeba na youtube’a wrzucać i liczyć że się spodoba. Nie, to raczej strata czasu, ale poczekam – może akurat sytuacja się zmieni i będzie można się wbić w dobry moment?

Poczekam na ten dobry moment. O, tak!

6 komentarzy

  • To jest właśnie klucz do porażki. W 2009 roku przelewała mi się między palcami 1-na złota 20-to dolarówka. I gdybym wiedział wtedy cokolwiek o bitcoinie, dzisiaj była z tego kwota ok. 1,5 miliarda $. Wtedy nie wiedziałem. Dzisiaj wiem o innej kryptowalucie mającej podobny potencjał do bitcoina z tamtego roku, więc nie czekałem nawet jednego dnia na wejście. Nie piszę tego, żeby kogokolwiek próbować zrekrutować. Będzie chciał, to się zastanowi i sam podejmie decyzję czy warto. Chodzi mi o to czekanie, aż się rozwinie i będzie … po herbacie. Wszyscy już na tym biznesie zarobią i w chwili gdy wejdziesz, kur… wszystko się zawali. Bo kto miał zarobić zrobił to o właściwej porze, a delikwent siedzi sobie z ręką w nocnym naczyniu i duma, Czas minął bezpowrotnie, włosy posiwiały i gada, że pieniundze szczęścia nie dają. 🙂

    • Aleksandra Niedzielska

      Tomku, dosadnie ujęte, ale co tu wiele mówić – jest dokładnie tak, jak napisałeś. Czekamy, czekamy i… klops.

  • „A może pójdą do lasu ….?”

  • Ja nie czekałam, weszłam, zrobiłam, co trzeba (a nie wiele trzeba) teraz już odcinam kupony, a ludzie którym proponowalam biznes na początku mojej drogi dalej czekają i obserwują czy faktycznie warto, cóż niech czekają. Z drugiej strony to właśnie ten zakodowany w ludziach paradygmat, że często ta nadmierna ostrożność przed porażką blokuje w nich wszelkie działania.

    • Aleksandra Niedzielska

      Ewa, nie inaczej. Zbyt duży strach przed porażką rzeczywiście powstrzymuje wiele osób przed zrobieniem pierwszego kroku (nie tylko w biznesie), ale co ciekawe… nie blokuje ich strach przed tym, że coś mogą stracić, czegoś nie spróbować.
      Nie pamiętam w którym to filmie, ale ktoś kiedyś powiedział „Chciałbym na koniec powiedzieć, że Niczego nie żałuję”. A potem przychodzi 6 dych na karku i myśli typu: nie spróbowałem bo… żałuję, że nie zrobiłem tego i tamtego, gdybym mógł cofnąć czas, to zrobiłbym/spróbowałbym/zapytałbym…

  • Powiedziałabym, że to już nawet nie jest strach przed porażką, a raczej nawyk programowania się na nią. Jesteśmy tak zżyci ze stratami, że ten strach przed nimi jest już naszym dobrym kumplem. Nie bez kozery mówi się często, że lepszy diabeł, którego znasz…

    Czyli lepiej siedzieć, narzekać i udawać eksperta niż faktycznie ruszyć dupsko i zaryzykować,, przeżyć i poznać coś nowego, i postanowić, że to będzie nowa szkoła, bez względu na wynik.

    Strach nie, ale brak pewności siebie i poczucie niskiej wartości jest chyba największym wrogiem postępu.