W pracy telefon mnie gryzie – nie dzwonie

Odkąd pracuję z wykorzystaniem internetu, ilość telefonów jakie wykonałam do moich klientów czy współpracowników można policzyć na palcach. A pracuję przez sieć ponad 7 lat. Specjaliści od budowania relacji i skutecznych rozmów sprzedażowych prowadzonych przez telefon pewnie byliby oburzeni. Zgroza? Być może, ale cóż: telefon mnie gryzie, bo jeśli chodzi o pracę, to jestem kompletnym wzrokowcem.

telefon80% tego, co klienci mówią do mnie przez telefon – trafia do jakiejś takiej półeczki w mojej głowie, w której zapomina się wszystko. Poważnie. A ja nie cierpię zapominać, podobnie jak nie lubię potem patrzeć komuś w oczy przyznając, że nie mam pojęcia, o co mnie prosił 2 tygodnie temu przez telefon, czy o czym opowiadał mi na Skypie. A ponieważ czuję się z tym „głupio” i nieprofesjonalnie, to unikam rozmów telefonicznych jak się da – nadrabiając to korespondencją mailową, doskonałym kontaktem @@, i maksymalnym wywiązywaniem się z tego, czego się podejmuję. Oczywiście, czasami zdarza mi się porozmawiać z kimś przez tel., zwłaszcza, że dla klienta jest to pewna forma uwiarygodnienia przyszłego partnera („istnieje”, „to nie robot” „jest do niego telefon”), ale takie sytuacje ograniczam do niezbędnego minimum.

Wzrokowiec i słuchowiec

Ba – nierzadko podczas ustaleń telefonicznych wprost mówię klientowi, że wszystko to, co mi powiedział i tak muszę mieć na mailu, więc poproszę o przesłanie tego na adres, ponieważ wtedy on – klient będzie miał potwierdzenie tego, co dla niego wykonuję – ma korespondencję mailową w historii, ma szczegółowe wytyczne i ustalenia na piśmie, no a ja nie będę mogła mu za tydzień powiedzieć „tego nie było w planie”.

Wtedy mogę sobie z takiego maila wyjąć to, czego klient potrzebuje, bo to widzę, a nie słyszę, a jak widzę to zapamiętuję. Dalej wprowadzam wszystko do terminarza i jestem gotowa do działania.

A telefon mnie gryzie.

Próbowałam z tym walczyć, ale na chorobę komu walka, uczenie się, testy, jak po odłożeniu słuchawki prawie nic nie pamiętam, albo mam całą kartkę pomazaną zapiskami z rozmowy, w czasie której zamiast skupić się na kliencie, skupiałam się na zapiskach. Nagrywanie na dyktafon? I co? I przesłuchuj to potem 5 razy i zapisuj? W życiu.

W pracy przez internet, a przynajmniej w znakomitej większości takich ofert jednym z atutów jakimi dosłownie mami się potencjalnych partnerów jest taki oto tekst:

„Nic nie musisz sprzedawać, nigdzie nie musisz dzwonić!”

Jak widać strach przed sprzedażą i strach przed dzwonieniem to 2 podstawowe bariery, które blokują nas do działania. I często ktoś podatny na takie frazesy rejestruje się w systemie, coś tam płaci, a potem dowiaduje się, że jednak jak nie będzie dzwonił i sprzedawał, to nic nie zarobi.

Osobiście nie mam nic przeciwko sprzedaży, w końcu wszyscy coś sprzedajemy – produkty, usługi, swoje umiejętności. Poza tym lubię sprzedawać. Przeciwko dzwonieniu do klientów też nic nie mam. Gdybym tylko była w stanie zapamiętywać i skupić się na tym, co do mnie mówią…

No więc dobra wiadomość jest taka: jeśli masz podobny problem z dzwonieniem to da się go obejść. Jestem tego przykładem, ponieważ utrzymuję się z pracy przez internet, mam firmę, płacę podatki i… wcale nie muszę dzwonić. Nie sprzedaję przez telefon. I już.

Zła wiadomość: trzeba naprawdę mnóstwa uporu, i dobrego systemu, żeby tak działać (zwłaszcza w marketingu sieciowym), a początki bywają trudne. Naprawdę trudne. Ale nie jest to niemożliwe!

Nie ma rzeczy niemożliwych 🙂

Zorganizuj się, naucz się odpowiadania na pytanie dlaczego wolisz coś załatwić przez maila, czy pocztę, a nie przez telefon. Ale kiedy trzeba – zadzwoń, klient tego potrzebuje. Możesz też nagrać na YouTube kilka filmów ze swoim udziałem: kiedy klient lub potencjalny partner będzie Cię sprawdzał, bo „jakiś taki nieogarnięty jesteś z tymi telefonami” – to zobaczy na YT Twoją twarz, to o czym mówisz, to czym się zajmujesz. I to również upewni go to w tym, że nie jesteś jakimś tam duchem, który mu zaraz zniknie. Że żyjesz, masz profil na FB i w razie czego na YouTube też można Cię znaleźć.

W mojej aktualnej pracy – a działam w sieci na kilka sposobów: zarówno w marketingu szeptanym (buzzmarketing), tworzeniu i administrowaniu różnych tematycznie stron internetowych, marketingu sieciowym (mlm), oraz reklamie, praktycznie od początku każdej współpracy z nowym klientem wszystko potwierdzam mailowo. Ci z Was, którzy mają ze mną kontakt na facebooku wiedzą też, że jeśli jest coś, co chcecie mi zlecić, to nie rozmawiamy o tym pół dnia na FB, czy właśnie przez telefon, a jeśli już to krótko, a potem wszystko musi trafić na mojego maila – tam wpada do kolejki realizacji, na listę terminów i jest realizowane zgodnie z ustaleniami.

Czasem zdarza się, że ktoś oburza się na to, że nie może mi przez godzinę opowiadać swojej wizji strony, bloga, kampanii reklamowej czy działania w marketingu sieciowym przez telefon. A ja to jeszcze ładnie zapamiętam, szast prast zrobię, lub za tydzień wrócimy do rozmowy kontynuując ją od punktu skończenia. Tak nie będzie. I cóż – nie zamierzam za to przepraszać, bo Ci, którzy ze mną współpracują wiedzą, że kontakt „na piśmie” to u mnie podstawa. A druga rzecz: rzetelnie i systematycznie wywiązuję się z tego, czego się podjęłam, bez ściemy i olewactwa.

A to, że telefon mnie gryzie nie ma tu tak naprawdę żadnego znaczenia.

Jeśli jesteś dobry w tym co robisz, to nikt nie urwie Ci głowy za to, że nie dzwonisz jak szalony od rana do wieczora próbując komuś coś tam sprzedać.

Masz swój system pracy – i masz do niego prawo.

4 komentarze

  • Oj jak ja nie znoszę telefonów! Mam dokładnie taki sam system – nie rozmawiam i nie ustalam nic przez telefon, a jak coś ustalę, to i tak proszę o maila, bo chcę mieć wszystko potwierdzone i zapisane.

    • Aleksandra Niedzielska

      Ooo, no jak Ty mówisz, że jednak nie zwariowałam i masz tak samo, to wręcz… się cieszę:)

  • Mail po rozmowie telefonicznej to sama dobroć:
    – podsumowuje wszystkie ustalenia z rozmowy,
    – zostawia ślad „na zaś”,
    – można wrócić do szczegółów po jakimś czasie.

    Same plusy!

    • Aleksandra Niedzielska

      Właśnie:) Minus też jest: tak jak niektórzy nie preferują telefonu, tylko maile i większość „na piśmie”, tak i wiele osób nie lubi tworzyć mailowych epistoł i chętniej dogadałaby wszystko przez telefon.
      Ile osób, tyle metod pracy