Zarabianie na blogu: za kosmetyki i rajstopy?


Tak, tak, myślę że wielu blogerów wie o czym mówię, ale nie kojarzę żebym dotąd o tym pisała.

Dziś mianowicie będzie o firmach, które proponują blogerom „zarabianie” na ich własnym blogu, ale nie za pieniądze (nie, nie, nie!), a za konkretne produkty.

Hm… zupełnie jakby bloger nie jadł, nie pił, nie płacił za prąd, nie musiał wymieniać od czasu do czasu klawiatury, nie musiał ubrać dzieci i żył tylko z „próbek”, jakie wysyłają mu firmy + wszech maści produktów, które mu się proponuje.

Oczywiście, nie przeczę, że na początku blogerskiej przygody takie „zarabianie na blogu: za kosmetyki, ciuszki i perfumy” może być fajne, bo lepsze to niż nic, aczkolwiek nie NON STOP no i nie „za wszystko”.

Ale opowiem Wam 2 scenki.

Barter barterem, ale…

Scenka numer 1:

Pisze do mnie na maila firma sprzedająca rajstopy i stwierdza, że mój blog idealnie nadaje się do reklamowania ich produktu.
…Eeee.. co? A niby dlaczego? Czy ja tu kurczę piszę o rajstopkach? No ale dobrze, nie kwestionuję ich umiejętności targetowania i czytam maila dalej, a tam widzę, że proponuje mi się napisanie artykułu o rajstopach owej firmy, minimum 2000 znaków, obowiązkowe 20 zdjęć w treści, 5 linków do nowych kolekcji, (bo mają teraz takie świetne wzory pod kątem świąt Bożego Narodzenia). Rozliczenie proponują sami: w… rajstopach!
Nowa waluta: rajty plus 😉

To się fachowa nazywa współpraca barterowa, ja im tekst i reklamę, a oni mi wyślą rajtów na zimę, żebym miała ciepło w tyłek… 😉 Łiiii !

I o ile taka propozycja mogłaby jeszcze trafić w gusta czytelników bloga modowego, to tutaj? Rozumiem, że jestem kobietą, i że na bloga również wpadają kobiety (acz nie tylko), ale gdzie tu grono super zaciekawionych rajstopami? Nie ogarniam.

Scenka numer 2:

Ta jest już bardziej przemyślana, bo pisze do mnie ktoś z firmy X, która ma program partnerski dotyczących kredytów i pożyczek (więc jest to branża finansowa, zatem poniekąd mogą się na moim blogu znaleźć odbiorcy takiej reklamy).

Ale… ale ja nie piszę o tym jak wziąć kredyt i wpakować się w kolejne długi (ba, wręcz to odradzam), a piszę o tym jak można zarobić przy użyciu internetu bez brania kredytów, pożyczek itd. itp. Co ciekawe, tego rodzaju propozycje dostaję średnio raz w miesiącu, i często po kilku miesiącach są one ponawiane przez te same firmy, zmienia się jedynie nazwisko piszącego maila…

Proponowana forma rozliczenia? Zawsze taka sama: jak napiszę tak, że ktoś coś kupi (czytaj weźmie kredyt), to dostanę prowizję… Ubaw po pachy;)

Kiedy tak, a kiedy nie?

Nie, nie mam nic przeciwko współpracy barterowej, a wręcz uważam, że na starcie wielu blogerów taka opcja ucieszy ale:

Pod warunkiem, że produkt jest dobrze dopasowany do tego, o czym bloger pisze.
I pod warunkiem, że bloger tego chce, a nie że traktuje się go jak kogoś, kto powinien stópki całować z radości, że ktoś chce mu wysłać jakieś ciuszki, kosmetyki czy perfumy za tekst na blogu.

Przypomnę też, że za reklamę się płaci.
I to pieniędzmi, a nie swoim towarem, chyba że bloger zaproponuje taką formę płatności.

Młode mamy piszące o dzieciach może faktycznie ucieszą się, gdy dostaną pampersy i wyprawkę dla dziecka, za napisanie reklamowego tekstu.
Blogerki kosmetyczne też mogą być zadowolone ze zgrzewki lakierów do paznokci czy droższy tusz do rzęs.

Ale jak babcię kocham… nie można z tym przeginać.
A mam niestety wrażenie, że większość firm naprawdę uważa , że dają „cuda” bo wyślą komuś trochę produktów i reklamę na blogu mają niemal za free.

Warto wiedzieć: wielu blogerów uważa takie „wynagrodzenie” za przykre, a nawet… uwłaczające. Nie po to dbają o stronę, piszą, robią zdjęcia, generują ruch na kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy osób, nie po to często gęsto prowadzą własne firmy, żeby „sprzedawać się za ciuszki za 39 zł” …
Sorry.

Barter produktowy może być „fajny” jeśli podejmujemy się promowania w ten sposób marki o jakimś np. bardzo dużym związku z nami samymi, i np. nosimy koszulki z logo danej firmy na każdym nagrywanym video, a ta firma co miesiąc wysyła nam za to towar o znacznie większej wartości niż 1 koszulka.

Ale tak jak pisałam wcześniej:
trzeba mieć na uwadze to, że bloger to nie jest wieszak, na którego można ciepnąć wszystko.

I niekoniecznie taka osoba musi chcieć pracować „za próbki” czy w ogóle za jakiekolwiek produkty.
A jeśli dodatkowo ma ona już ugruntowaną markę i popularność, to na pewno nie sprzeda się za dezodorant 😉

P.S Czy jako bloger miałeś propozycje takiej barterowej współpracy?
A jeśli tak, to jak ją wspominasz?
I czy wolałbyś dostać kolejne próbki, czy po prostu kasę za wykonaną pracę?
.

6 komentarzy

  • Aleksandra Ola Żuławińska

    Ja mam strony, w których promuję programy, gdzie dostaję pieniądze „jak ktoś kupi”. Ale to moje strony i ja decyduję, co na nich umieszczam. I kilku medadżerów pp przestało mnie lubić, bo odmówiłam umieszczenia wpisu dotyczącego ich produktu „z branży” i za gotówkę. A wynikało to z prostej kalkulacji, że produkt, który promuję – za prowizję, płaci naprawdę sensownie i nie opłaca mi się za kilka stówek wstawiać wpisu niezgodnego z moją koncepcją. Może zastanowiłabym się, gdyby propozycja zawierała jedno zero więcej.

    Współpraca między firmami a blogerami czy influencerami, to trudny temat. Są tacy, którzy chcą dostać rajstopki za nic, są i tacy, którzy za nic o rajstopkach nie napiszą. Na Twoim blogu rajtek bym nie szukała, więc to dla firmy zmarnowane rajty+

  • Tak trochę mniej powazpow, jeśli potencjalny producent rajstop tudzież skarpet przewertował Twojego „fb” to dojrzał sporo zdjęć na których „stopy” są w roli głównej a jest ich sporo to moze to go sprowokowało do takiej oferty, ewentualnie pomylił „stopy” % z innymi

    • Ha, no widzisz, gdyby tak było, to zaproponowałby reklamę na FB 🙂
      I nie rajtek a skarpetek, i nie na blogu. Zatem nie przerwertował i strzelał ślepakami, byle umieścić coś na blogu z jako takim ruchem, prowadzonym przez kobietę 🙂

  • Współpracując z XXX zostałem z tej współpracy wykluczony (czytaj wyrzucony) bo nie wystawiłem opisywanemu produktowi pozytywnej oceny, przy czym „wynagrodzeniem” (łapówką) za tę ocenę miał być sam, niemal bezwartościowy, produkt.

  • na poczatek dobre i za cokolwiek