Żeby mi się tak chciało działać, jak mi się nie chce

niechcemisieZnasz to? Kiedy ostatnio pomyślałeś sobie „Jak bardzo mi się nie chce tego robić”, czy „żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce”?

Jeeezu jak mi się nie chce pisać kolejnego wpisu na bloga, jak mi się nie chce znów dzwonić do klienta, prowadzić te wszystkie rozmowy, pytać, słuchać, tworzyć kolejnego maila do listy adresowej, kolejny raz prezentować tą samą ofertę, którą już znam na pamięć. A jak bardzo mi się nie chce klikać to już w ogóle nie wspomnę. Klik, klik.

A najbardziej to mi się nie chce pracować i poszłabym już na emeryturę.

Tak.

Chwila, chwila, stop: jaką emeryturę?

Naprawdę jeśli to czytasz i nie masz jeszcze 40, 50 lat (albo masz grubo poniżej 30-stki), to wierzysz, że ZUS przetrwa do czasu, gdy przyjdzie mu wypłacić Twoją emeryturę? Nie wspominając, że jeśli już zdarzy się ten cud, to w zdecydowanej większość przypadków, będzie to jakiś ochłap 800-1200 zł? Za lata pracy – w tym na umowach zleceniach, dziełach i „na słowo”, które nie wpadały do Twojego czasu pracy, bo to przecież wg naszego systemu „nie jest praca”?

Bardzo chciałabym wierzyć, że tak nie będzie, ale choć wiara i ufność są w życiu bardzo ważne, to myślę, że zdrowy rozsądek i umiejętność wyciągania wniosków z aktualnej sytuacji na rynku są jeszcze ważniejsze.

No dobrze, to już wiemy, że z dużą dozą prawdopodobieństwa nie będziesz miał państwowej emerytury, lub z niej nie wyżyjesz.

Dalej Ci się nie chce?

Pewnie, tak, bo przy takim czarnowidztwie ręce same opadają, ale… to właśnie w tych rękach masz niemal wszystko, co jest odpowiedzią na trudne pytania dotyczące emerytury, pracy, i tego czy Ci się chce czy nie i jakie to w ogóle ma znaczenie.

I w głowie.

A czasem nawet bardziej w głowie, niż w rękach, bo są przecież ludzie, którzy nie mają rąk, ale dzięki niezwykłemu umysłowi robią rzeczy, które pozwalają im zarabiać nie tylko na codzienne życie, ale i odkładać na starość (Nick Vujcic – jeśli nie znasz, odsyłam do google).

Wracając do tematu: oczywiście, że są w życiu momenty, kiedy kompletnie, ale to kompletnie NIC nam się nie chce. W walce z takim spadkiem formy wiele osób podsuwa tu różne metody działania, które mają pomóc nam pozbyć się tego stanu:

Rzuć wszystko, zrób 2 dni pauzy, zrelaksuj się (wykorzystywać w skrajnych przypadkach)

Działaj i trenuj

Rób to, co masz do zrobienia mimo tego, że Ci się nie chce. W końcu to Ty decydujesz, a nie Twój chwilowy stan emocjonalny (przekonanie samego siebie do takiego myślenia łatwe nie jest, ale: piorunująco skuteczne. To Ty tu rządzisz.)

Zacznij ćwiczyć – ćwiczenia wyrzucają z umysłu lenia i sprawiają, że łapiemy nową moc (osobiście w chwilach „niechcenia” rzucam się na dywan i serwuję sobie jakąś porcję brzuszków czy skłonów – 15 minut i znów mi się „chce”)

Obejrzyj kompletnie odmóżdżający film, jakiś ogłupiacz, który poprawi Ci nastrój (na mojej liście takich pozycji są m.in. : „Naga Broń” z Leslie Nielsenem, oraz „Idiokracja” – w roli głównej Luke Wilson – po tym filmie człowiekowi wszystko się chce od nowa)

Potańcz. (taniec wyzwala niesamowitą porcję… nie wiem czy to hormonów, czy czego – ale wystarczy ok. pół godziny ruchu w tańcu żeby poczuć się o niebo lepiej. Na tą okazję mam w zakładkach kilka muzyczek z youtube’a do których radośnie pląsam i podskakuję po dywanie. I mam nadzieję, że nikt tego nie widziJ )

Obejrzyj film lub poczytaj historię kogoś, kto ma zdecydowanie gorzej od Ciebie. To brutalne, ale po takim czymś naprawdę nie chce się już narzekać na to, że czegoś się nie chce. Bo inni chcieliby, ale z różnych życiowych czy zdrowotnych powodów nie mogą.

Zjedz coś dobrego. Wypij magnez (pobudza) lub inne coś na dodanie sobie mocy (nie mylić z redbullem).

Przypomnij sobie swoje „Dlaczego”. Dlaczego robisz to, co robisz? Po co? Do czego zmierzasz? Co dzięki tym małym kroczkom, których dzisiaj Ci się nie chce, możesz osiągnąć w przyszłości? Przypomnij to sobie.

Podczep się. Podczep się pod kogoś mocno zmotywowanego, komu się chce i komu wychodzi. Bądź jak biegacz nr 2, który leci za nr 1 patrząc mu na pięty. Ten drugi widzi, że żeby iść dalej wystarczy trzymać się tego z przodu. Jesteś tuż za nim, 3-4 kroki. To naprawdę blisko.

Zaszalej i zrób coś, na co miałeś ostatnio ochotę: skocz na basen, pograj na gitarze, wybierz się na gokarty. Odpręż się nieco.

Jeśli mimo przeczytania w/w pomysłów na niechciejstwo nadal Ci nie chce, sięgnij po broń ostateczną: nakop sam sobie do przysłowiowej d…py. I rusz się do działania.