Content marketing i seo – z linkiem czy bez linka?

content marketingCzasami, żeby coś sobie usystematyzować, muszę to zapisać, wtedy lepiej wyciąga mi się wnioski. Dziś będą zatem rozważania w temacie: content marketing – z linkiem czy bez linka?

Sama nie wierzę, że to w ogóle piszę, bo odkąd pamiętam, a w klimacie seo siedzę przecież od lat, LINK zawsze rządził.

Algorytmy Google ze wszech miar wskazywały i nadal to robią, że link musi być, by danej witrynie nadać mocy, dopalić ją nieco i pokazać, że jest wartościowa. Mało tego, nie musi to być link bezpośredni, spokojnie nada się taki długo-ogoniasty. Zresztą, nie ukrywam, że nie wyobrażam sobie działań SEO bez linków i ich różnych kombinacji. Skąd więc pomysł na artykuł?

Linki, linki… a może bez?

Krótko mówiąc, w ostatnim czasie obserwuję na rynku wzrost zapotrzebowania na publikację treści bezlinkowych. Nazwijmy je elegancko informacjami prasowymi, chociaż w gruncie rzeczy większości z nich daleko do definicji tego określenia. Dziś „informacją prasową” jest często zgrabnie podana i nieco zawoalowana reklama. Niby informuje, ale promuje. Niby nie ma linków, które kazałyby wzmóc podejrzliwość, ale jednak podaje treści wspomagające SEO.

Przykład? Proszę: tekst o automatyce przemysłowej na blisko 6 000 – 10 000 znaków (serio!), w którym nie ma żadnego odnośnika. Co zatem jest? Dwukrotne wymienienie nazwy firmy związanej z branżą + artykuł na zasadzie rozmowy z konkretnymi ekspertami z w/w firmy. Teorią informacji prasowej, eksperci dzielą się wiedzą w zakresie jakiejś nowej technologii, więc mamy tu news i mamy coś, co warto przekazać światu. Czytam z zainteresowaniem, wszak content marketing to król i dumam nad obraną przez specjalistów strategią. Artykuł podobny, ale nie identyczny znajduję na ponad dwudziestu innych stronach. Zasada ta sama, informacyjnie i około-reklamowo. Linków: zero.

Niesiona zainteresowaniem, wyszukuję witrynę firmy podającą takie treści i sprawdzam ją w google. Nie szczędzę przy tym pomysłowości. I co? I zaskoczenie. Witryna pojawia się na wielu wynikach, mimo, że udało mi się znaleźć ledwie kilka treści, w których zamieszczono do niej link. Nieźle. Wiarygodnie. Ciekawie.

No dobrze, ale co z SEO wytycznymi, które jednak biorą pod uwagę ilość kierujących do strony back linków?

Content marketing bez linka – rozważań ciąg dalszy

Zakładam, że moja moc dotarcia do pewnych rzeczy, które robią firmy SEO jest ograniczona. Jestem tego więcej niż pewna, bo sama robię pewne działania, których nie da się znaleźć tak łatwo. No więc obstawiam, że przy strategii działań, specjaliści połączyli obie opcje. Zdywersyfikowali reklamę poprzez content niezawierający linków (ten widzę gołym okiem) i zawierający je (ukryte zaplecza, inne formy itd.). Trudno powiedzieć, które z działań przynoszą tu większe efekty. I czy da się je mierzyć osobno?

Jednocześnie całość zaciekawia mnie na tyle, że postanawiam urozmaicić pewne rzeczy w swoich działaniach. Część z Was wie na pewno, że dziubię sobie w tle SEO nie tylko własne, ale i dla klientów, którzy mają innych klientów i jeszcze innych i wyżej. To taka piramidka wzajemnych przyjemności, w której osobiście jestem małym żuczkiem 😉 Sama jeszcze nie wiem, co z tego wyniknie, ale jestem żywo zaciekawiona.

Tu muszę przyznać, że pracy z pewnością jest więcej. Sam goły tekst bez niczego (czyli bez linka, jak rosół bez kury) się nie obroni. To coś trzeba jeszcze odpowiednio zalinkować dalej, jednocześnie nie linkując wprost strony klienta. Hmmm oczyma wyobraźni widzę tu piekielnie dłuuugi ogon, którego jeszcze do końca nie ogarniam. Lubię takie rozkminki, chociaż to straszliwe pożeracze czasu i efekty + wnioski „po” często są błędne.

Na koniec będzie więc małe ogłoszenie.

Jeśli kolego, koleżanko wiesz, jak szeroko można ugryźć strategię, o której tutaj snuję rozważania, albo może działasz w ekipie wykonującej takie realizacje, to… (hehe) – podziel się wiedzą! Napisz, odezwij się, zdradź trochę tajemnicy.

Nie no spokojnie, wiem, że tego nie zrobisz i wiem, jak w pewnych działaniach trzeba trzymać top secret, jasna sprawa. Uczysz się, działasz, wprowadzasz nowe – nie dzielisz się tym za frugo. To dla mnie jasne. W każdym razie chcę, żebyś wiedział, że się przyglądam. 🙂

Pozdrawiam serdecznie!
Obserwatorka i Twoja fanka. (to oczywiście całkowicie nieskrywany  dupowłaz – żebyśmy się dobrze zrozumieli) 😉

Ps. Koniec rozważań, bo za dużo wywlekę z tej kuchni.

5 komentarzy

  • pół na pół.

  • Dzień Dobry !!!

    Przeczytałem i myślałem, że napiszę coś, co być może będzie jakimś nawiązaniem do tego co na końcu napisałaś, a właściwie zapytałaś. Zanim „chwyciłem za klawiaturę” wypaliłem dwie fajki i się zastanawiałem co ja szary człowieczek niebędący specjalistą w żadnej dziedzinie pisarstwa internetowego, mogę napisać. No to napiszę krótko: zacząłem piec Chleb i go sprzedawać, bo na „igraszki pisarskie” w starciu ze sztuczną inteligencją, przynajmniej ja jestem bez szans. Treści pod kontem SEO to pewno fajna kasa, ale to takie walenie głową w mur. Co wymyśli człowiek i zrobi wyłom w tym murze, to zaraz „maszyna” wyśle swoich remontowców i naprawi wyrwę w tym murze i jeszcze ją wzmocni. Zaczyna dochodzić do tego, że nie ważne co ma się zamiar przekazać tekstem, tylko jak sprytnie przełamać zasieki algorytmów itp. Słowo przestaje mieć znaczenie, bo ono nawet nie jest nośnikiem jakiejś konkretnej treści, a nieustanną „ciuciubabką” z maszynerią. Wielu spośród nas narzeka, że ludzie nie myślą, że są jak zombi, ale mało z nas zastanowi się nad tym, że to właśnie Ty, JA, My tych zombi tworzymy, podsuwając im treści bez treści. Bo takie „coś” oszuka na chwilę algorytm.
    Zakłada się, że ludzie wybierają daną treść tylko po to, aby uzyskać „przekierowanie do czegoś tam”. A to nie jest tak. I tu moje zastrzeżenie, zależy do jakiej grupy odbiorców kieruje się przekaz. Patrząc ze swojej perspektywy (60+) to ja szukam dobrej treści, z której coś wynika w kontekście, w jakim tej treści szukałem. Nie interesuje mnie link przekierowujący, bo nie po to zacząłem czytać. Ale jak mnie treść zaciekawi, to szukam źródła, z którego pochodzi i jeśli dalej znajdę odpowiedzi na poszukiwany temat to wtedy jestem skłonny zaznajamiać się z tym co ktoś publikujący czytane przeze mnie treści ma do zaproponowania.
    Co innego kiedy robię typowy recherche, to linki są dla mnie przydatne i pomocne.
    W content marketingu brak linków jest według mnie jak najbardziej wskazany, pod jednym warunkiem, tym warunkiem jest wzbudzenie ciekawości, ale to już ogólnie wiadomo.
    Rosół bez kury się obroni, jak gotujesz „rosołek” dla jarosza, a ja bardzo często taki gotuję. Dla mnie żaden rosołek bez „zielonej pietruszki” się nie obroni. I właśnie o tę „zieloną pietruszkę” powinno nam piszącym się rozchodzić. Trzymając się rosołu, jak trafisz na jarosza, to bez kury się obroni, jak na mięsożercę to nie obroni się. Dla mnie jest jeden wniosek, nie ma uniwersalnego content marketingu, ani tym bardziej SEO. Odbiorca musi być określony i nie naszym wyborem, tylko treścią, którą się stworzyło, czyli tą „zieloną pietruszką” w rosole.

    • Wniosek jest świetny! Myślę dokładnie tak samo, zresztą z tego też powodu dużo o content marketingu czytam. Bo skoro uniwersum nie ma, to odkrywanie nowych pomysłów jest jeszcze bardziej inspirujące, ale.. cóż, tylko pod warunkiem gdy pisze się dla ludzi, a nie czysto pod seo. Chociaż… dzisiaj to nie wiem już czy istnieje takie całkiem czyste seo. Ostatnio spotykam się coraz częściej z określeniem „ale tak, żeby było i dla ludzi dla algorytmów” – a to już jest wyzwanie po byku.

      Ps. a co do rosołu: bez kury zniosę, bez pietruszki zniosę, ale bez marchewki? mowy nie ma! 🙂

    • Świetny wniosek! Jestem pod wrażeniem!

  • Dobrze, że ja się zajmuję czymś innym, połowę artykułu nie rozumiem