MLM – a co, gdy chcę tylko dorobić?
W firmach MLM często jedną z podstawowych kwestii zachęcających nas do podjęcia współpracy są: miliony, jakie można tutaj zarobić, drogie auta pokazywane na prezentacjach i będące do zdobycia dla najlepszych, różne efektowne bajery i nieprzyzwoicie drogie wycieczki…
Do tego „wolność finansowa”, wielkie dochody miesięczne, a nawet milionowe udziały w firmie.
A co… gdy człowiek nie chce tego wszystkiego, nie staje w kolejce tzw. wyścigu szczurów, nie otacza się wyłącznie „rzeczami”, nie lubi Porsche ani BMW i chce tylko godnej pensji, albo dorobienia do wypłaty kilkuset złotych?
Jakiś czas temu, gdy miałam już możliwość całkowitego utrzymywania się z internetu (NIE mlm), wyprowadziłam się z miasta na wieś. W poszukiwaniu spokoju, ciszy, kontaktu z przyrodą, relaksu, ucieczki od wiecznego pędu wielkiego miasta. Przyznaję: drażniła mnie wszechobecna komercja, kupowanie ponad miarę, moda zmieniająca się jak w kalejdoskopie, dzikie tłumy wyrywające sobie towar z marketowej wyprzedaży i tony wyrzucanego do śmieci jedzenia, które zepsuło się ludziom w lodówkach, ale oczywiście nie kupowali z tego powodu mniej.
Małe rzeczy, ważne sprawy
Mieszkanie na wsi uczy mnie pewnego rodzaju wyciszenia się i umiejętności cieszenia się małymi rzeczami, lub odkrywania w sobie „talentów” takich jak rąbanie drewna, majsterkowanie, czy położenie tynku na ścianę w budynku gospodarczym. To mnie autentycznie cieszy.
Kiedy zetknęłam się na Facebooku z ludźmi działającymi w MLM nie miałam zamiaru dołączać do tego grona. Może dlatego, że hasłem przewodnim ich prezentacji było „Jak zarobić milion w…” .
A ja wcale nie zamierzałam zarabiać miliona.
Co miałabym z nim zrobić? Schować w garażu? Nie kręcą mnie też super szybkie samochody, więc również na to nie mogłabym miliona spieniężyć. Hm, mogłabym rozdać, ale podobno ludziom daje się wędkę, a nie rybę…
Któregoś razu trafiłam w tej grupie na rozmowy kilku osób, które prezentowały swoje wyniki finansowe – niektórzy zarabiają w ten sposób 1000 zł miesięcznie, inni 2500 zł, jeszcze inni 500 zł. I wtedy pomyślałam, że właściwie jakby do mojego domowego budżetu wpadło dodatkowe 1000 zł to byłoby nieźle.
A gdyby wpadło 2 – 3 tysiące to byłoby super.
Mogłabym dokończyć budowlane prace na działce, podciągnąć kanalizację do budynku obok, zrobić wypasiony taras no i sypialnię na strychu. I wyjechać z rodziną na świetną wycieczkę. A gdyby tak działo się co miesiąc, z tendencją wzrostową, to mogłabym z czasem kupić wymarzonego Campera i ruszyć nim w Polskę. Nie biorąc do tego kredytu.
Widzicie? Z 1000 zł na początek – zrobiła mi się nagle potrzeba posiadania Campera. Ha.
I to było to, co sprawiło, że postanowiłam w to „wejść”. Absolutnie nie dla hasła „Jak zarobić milion…” – zwłaszcza, że normalnemu człowiekowi milion wydaje się tak odległy jak lot na księżyc.
I dziś przyszło mi do głowy, że forma High Exclusive i Prestige roztaczana wokół biznesu mlm owszem – wygląda świetnie i jest piękna, ale… to nie jest to, co sprawiło, że ją wybrałam.
Jeśli więc jesteś jedną z osób, które chciałyby po prostu dorobić do pensji: 300, 1000, 2500 zł, może z czasem coś więcej – to nie daj się „zrazić” hasłom typu „Zarób milion”, które nie czarujmy się: często brzmią jak wciskanie ludziom kitu.
Nikt nie każe Ci tyle zarabiać, i nikt tego od Ciebie w mlm nie będzie wymagał.
Chyba, że sam zaczniesz tyle chcieć i na takim poziomie będziesz działać.
I tyle.
Alex – zgadzam się z Twoim podejściem, choć doświadczenie nauczyło mnie, że nie dla wszystkich jest to właściwe podejście.
Rozróżniam dwa – zupełnie inne podejścia do MLM czy każdego innego sposobu zdobywania pieniędzy:
– dorabianie – zwykle małych kwot – jak w Twoim poście,
– zarabianie poważniejszych kwot, pozwalających traktować taki rodzaj zdobywania pieniędzy jako „prawdziwy biznes”.
Każdy z tych sposobów ma swojego odbiorcę – zupełnie innego od drugiego.
Dorabianiem interesują się zwykle „etatowcy”, ludzie którzy zarabiają w standardowy sposób niewielkie pieniądze, dla których „dorobienie” 300 czy 500 złotych w miesiącu jest znaczącym wydarzeniem, ale którzy mają minimalne (lub żadne) możliwości inwestowania w taki rodzaj pomysłu na dochód.
Dla takich ludzi robi się darmowe webinary, darmowe programy próbne, bardzo tanie produkty informacyjne i wiele, wiele innych tanich bądź darmowych narzędzi sprzedażowych.
Niestety – tacy potencjalni klienci mają bardzo często „słomiany zapał”, bo jeśli niczego nie ryzykują – zwykle również niczego nie robią. I cała przygoda kończy się rozczarowaniem po obu stronach…
Ludzie zainteresowani samochodami, akcjami firmy czy innymi „milionami” są zupełnie z innego krańca skali. Są to ludzie, którzy albo dobrze zarabiają na etacie albo żyją z już rozwiniętego biznesu i szukają „drugiej nogi”, biznesu bardziej zautomatyzowanego, niż ich dotychczasowy lub po prostu pomysłu, który mógłby dla nich prowadzić jakiś pracownik.
Ci nie wahają się z wydawaniem dziesiątków tysięcy złotych na produkty związane z takimi propozycjami biznesowymi, ale tylko wtedy, gdy są przekonani o szansie na zwrot z inwestycji.
Do nich trzeba mówić innym językiem, używać innych argumentów, inaczej opisywać ryzyko, stosować inne ceny itp. itd…
Jak więc widzisz – warto pokazywać materiały dla osoby, która chce „dorobić” oraz zupełnie inne – dla osoby, która Twoją propozycję powinna traktować jako zaproszenie do poważnego biznesu, gdzie inwestycja jest znacząco większa, ale wymagania takiego partnera – również.
Bardzo ciekawie to napisałeś Radku, i rzeczywiście myślę, że jest w tym sporo racji. I podejście do tych 2 skrajnie różnych grup jeśli chodzi o oczekiwania różni się o 360 stopni.
Ale i tu są wyjątki:)
Czasami człowiek, który chce tylko dorobić z upływem czasu „rośnie w siłę” jeśli chodzi o działania, efekty i ambicje, a dalej rosną też jego plany i oczekiwania. Znacząco. Od potrzeby dorobienia 2 tys, to potrzeby zarabiania 30 tys. miesięcznie…
A czasem ten, który na start zainwestował w biznes dziesiątki tysięcy zł i nie dostał np tak wysokiego zwrotu jak oczekiwał – wycofa się z biznesu uznając, że stopa zwrotu w stosunku do włożonego już wkładu jest zbyt mała/niska. Nawet gdyby miała urosnąć z czasem.
Od każdej reguły są wyjątki, choć ogólnie rzecz biorąc – masz rację.