Nie mam znajomych – nie nadaję się do marketingu wielopoziomowego

„Nie mam znajomych – nie nadaję się do marketingu wielopoziomowego” – to jeden ze zdecydowanie najczęstszych argumentów, które wytaczają osoby, z którymi rozmawiam na temat marketingu sieciowego. Samo założenie „marketing wielopoziomowy” jest oczywiste i ma nam od razu uświadomić, że biznes oparty na takich zasadach wymaga pozyskiwania kontaktów, partnerów, współpracowników, klientów. A tu argument „nie mam znajomych”. I klops. Kaplica. Koniec. No i co tu zrobić, co zrobić?

Nie mam znajomych, MLM nie dla mnie!

samotnoscOczywiście, że żyjemy w zwariowanych czasach, w których z jednej strony mieszkając w 10-cio piętrowym bloku nie znamy własnych sąsiadów z piętra niżej (anonimowość, prywatność itp.), a z drugiej na facebookach mamy po kilkuset „znajomych”, których w życiu nie widzieliśmy na oczy, ale czy naprawdę jest aż tak źle, że NIE mamy znajomych i już? A może nie w tym problem?

Patrząc na kariery czołowych marketingowców sieciowych z różnych firm można by pomyśleć, że Ci to dopiero mają towarzyskie życie, prawda? W strukturze 1000 osób, 10 000 osób, albo więcej. Czyżby…?

A no nie. Najczęściej liderzy ze ścisłych czołówek zaczynali dokładnie tam, gdzie reszta i prawdopodobnie w takich samych warunkach. I zapewne również nie znali sąsiadów z piętra niżej. A znajomych z żyłką biznesową mieli okrągłe zero, albo jak na lekarstwo.

Ale spójrzmy dalej: kto Ci do licha każe robić biznes z sąsiadami? Myślisz, że lider jakiegoś mlm-u obleciał swoich starych znajomych i „ma”? Akurat.

Masz przecież działać w marketingu wielopoziomowym, w dużej mierze z wykorzystaniem internetu, a nie w akwizycji i handlu obnośnym polegającym na bieganiu od drzwi do drzwi z tekstem kup Pan talon na balon, kosmetyki, odkurzacz cud piorący itd.

Po pierwsze: żeby pracować w marketingu sieciowym nie musisz mieć znajomych, z którymi mógłbyś robić biznes. Znajdziesz ich – w sieci – miliony ludzi siedzą tutaj właśnie dlatego, że w realnym życiu doskwiera im samotność. Brak kontaktów, zbytnia anonimowość, brak „dzień dobry” na klatce schodowej. Siedzą w sieci, czytają różne strony, grają w gry, wchodzą na blogi, wrzucają zdjęcia na facebooku, twittują, albo wylewają swoje żale w soczystych komentarzach pod politycznymi artykułami.

Oni tu są.

Naprawdę. Nie maszyny, roboty, ale ludzie.

A w marketingu wielopoziomowym liczą się właśnie ludzie. I wcale nie muszą być Twoimi znajomymi sprzed lat. Nie muszą być ciocią, wujkiem, czy super przyjaciółmi z ogólniaka, z którymi i tak już dawno temu straciłeś kontakt. Biznes robi się z ludźmi – po prostu.

Nie masz ich wokół siebie? Znajdziesz ich w sieci.

Prawdopodobnie i tak już to robisz, tylko nie celowo i nie pod kątem marketingu czy jakiegokolwiek innego działania, które przyniosłoby Ci zyski.

W czym więc problem?

Od jakiegoś czasu mieszkam na wsi. A do października 2014 nie miałam nawet facebooka. Ba – nie dość, że nie utrzymywałam kontaktu praktycznie z nikim poza 2-3 osobami, które znam od lat i którym ani w głowach były internetowe biznesy, to nie miałam nawet znajomych na facebooku. Bo profil był mi nie potrzebny. Założyłam go wtedy, gdy postanowiłam działać w marketingu wielopoziomowym. Wtedy również założyłam bloga.

I okazało się (o rety, rety, olaboga !), że ludzie jednak są w tym całym internecie i to czasem naprawdę niezwykli ludzie. Poznałam mnóstwo osób – część z nich jest już moimi klientami (poza marketingiem wielopoziomowym prowadzę firmę, i oferuję usługi, na które nowi klienci zgłosili się właśnie dlatego, że trafili do mnie na facebooku), część z nich wykonuje dla mojej firmy pod-zlecenia, bo nierzadko potrzebuję wykonawców, a kolejna część po prostu jest, rozmawia, pyta i kiedy najmniej się tego spodziewam – pytają też o „ten biznes”. Ale czy ja ich znałam wcześniej, zanim wpadłam na to, żeby do obecnych obowiązków dołożyć sobie marketing wielopoziomowy?

Oczywiście, że nie. Nie miałam nawet pojęcia, że istnieją.

Podsumowując: jeśli mówisz, że nie nadajesz się do czegoś, bo nie masz znajomych, to jednak chwilę się nad tym zatrzymaj.

I co z tego, że dziś ich nie masz?

Jeśli krępuje Cię zagadanie do kogoś w tramwaju, sklepie czy na przystanku autobusowym to ludzi znajdziesz w internecie. I jeszcze okaże się, że łatwiej będzie Ci ich „zagadać” pisząc.

Od czegoś trzeba zacząć – więc zacznij, uprzyj się, pokaż twarz: wywal z ikonki na FB tego żółwika, czy spidermana, wstaw zdjęcie, udzielaj się. Nie musisz biegać za ludźmi – właściwi na pewno Cię znajdą. Trochę to potrwa, ale znajdą. Pod warunkiem, że będą wiedzieli gdzie – profil, blog, aktywność, grupy zainteresowań, lista adresowa, mailing, twitter, video na YT itd.

I nie mów, że nie nadajesz się do czegoś ponieważ nie masz wielu znajomych.

Bo nie musisz ich mieć.

Rzym też nie od razu zbudowano. A koło było kiedyś kwadratowe. I toczyli.

One comment