Wypalenie zawodowe blogera zarabiającego w sieci?
Byłem blogerem, ale się wypaliłem. Nie mam siły już pisać, nie chce mi się, dwa lata piszę i mało kto czyta, nikt nie komentuje, mam chyba wypalenie zawodowe blogera, no i nie zarobiłem tak jak chciałem zarabiać. Na początku czytałem, że blogerzy zarabiają i po 60 kafli miesięcznie, a ja nawet 200 zł nie wyciągam. Po co to pisać dalej? Po co w to brnąć? Jeden syf. Tematy mi się skończyły, nie chce mi się. O kant dupy można to całe blogowanie rozbić. Zarabiają tylko znani aktorzy i modeleczki kosmetyczne. To Koniec!
Hmm.
Na przestrzeni ostatnich lat mojego pisania bloga, spotkałam się z całą masą podobnych argumentów co do tego, dlaczego ktoś przestaje pisać bloga. I im dłużej siedzę i nad tym myślę, tym bardziej zastanawiam się czy to faktycznie było u tych osób „wypalenie zawodowe”, czy zgoła coś innego. Być może wyciągam błędne wnioski, ale są one podparte wieloma rozmowami, oraz obserwacją tego, co dzieje się na rynku i…
I krótko mówiąc wg mnie to, o czym mowa to nie jest wypalenie zawodowe blogera.
Ale wróćmy na chwilę do początku.
Do momentu podjęcia decyzji o pisaniu.
O tym, że: „yeaaah! Będę blogował!”
Blogowe wypalenie
Wśród osób, przynajmniej tych z mojego środowiska, czyli marketing i różne formy zarabiania w sieci, wielu decydowało się pisać wyłącznie z jednego konkretnego powodu: żeby na blogu zarabiać.
Czytali artykuły o tym, ile może wyciągnąć bloger, jak słodko można z tego żyć, wystarczy sobie pisać artykuły a potem kaska leci, miód i mleko, będzie pięknie!
Powodem startu ich pisania NIE była żadna pasja!
Żadne szczere zainteresowania, którymi te osoby chciały się podzielić ze światem.
One po prostu były nakręcone jak nie wiem co, myślą o tym, że dzięki blogowi będą zarabiać.
Nakręcała ich kasa.
Owszem, jasne, każda z tych osób miała zainteresowania związane np. z rozwojem osobistym, z zarabianiem przez internet itd., i zabierała się na fali tego „pędu” do pisania.
Ale zapominali zupełnie o tym, że mają i inne pasje, o których mogliby pisać.
Nie pisali o modzie, która ich kręci, o nurkowaniu, w którym są świetni, o pasji jeżdżenia na rowerze, ani o tym, że robią zawodowe nagrania z dronów. Nie, nie.
Skupili się tylko na pisaniu o pieniądzach.
Artykuły o rozwoju, o celach, o planach, o przyszłości, o tym jak zarabiać przez internet, o odroczonej gratyfikacji, o tym, że ZUS padnie i że trzeba samemu dbać o emeryturę, o procentach, zyskach, programach partnerskich, mlm-ach itd.
Ale…
To nie była ich pasja.
I to ich zeżarło.
Budowanie własnej marki trwa lata – szybciej ogarniają to nieliczni, naprawdę nieliczni. I zamiast pokazywać się światu jako matka, ojciec, nurek, pilot samolotu, kierowca tira czy eko maniak, który dodatkowo robi coś zarobkowego i marketingowego w tle, oni pokazywali się całkowicie jako 100% zarabiacze internetowi.
Sęk, w tym, że nie zarabiali wystarczająco wiele na tym blogowaniu, bo nie wiedzą z czym się to wiąże.
Nie mieli pojęcia (lub bardzo blade) o tym co to jest pozycjonowanie, reklama, budowanie kontaktów, nawiązywanie relacji i… sprzedaż! Myśleli, że to wszystko zapewni im sam fakt posiadania bloga i pisania na nim mądrości o zarabianiu.
A tak nie jest.
Nie mieli pojęcia ile pracy trzeba robić w tle;)
A gdy robi się to, nie pisząc o swojej autentycznej pasji to jest tym trudniej!
Trzeba mieć lekką psychozę że tak powiem, i upór maniaka żeby pisać np. 3 lata i zarabiać na tym mniej niż 100 zł miesięcznie. A to jest częsty wynik przy zerowej wiedzy i stosowaniu tego, co trzeba POZA blogiem robić w tle.
Ważne: nie piszę tu o super cierpliwych ludziach, którzy tworzą blogi o dzieciach, rodzinie, sporcie, siłowni, podróżach itd. Piszę o tych, którzy postanowili zarabiać przez internet, popisali rok albo i nawet nie i już ich nie ma. Bo efekty nie były zadowalające.
Co dla takiego blogera jest efektem?
Pieniądze oczywiście.
Nie to, że ludzie chętnie go czytają, że wpadają, że mają frajdę z czytanie tego, co on pisze.
Nie to, że opisują coś, co kochają.
Ale pieniądze.
Jeśli człowiek pisze z pasją, o pasji – to nie dotyka go finansowe wypalenie zawodowe, bo on to po prostu kocha.
Kocha pisać o swojej pasji.
Jeśli piszesz tylko dla pieniędzy – odpadniesz
Jeśli piszesz tylko dla poklasku i cmokania zachwyconych czytelników – odpadniesz.
Jeśli piszesz dla siebie – zostaniesz nawet wtedy gdy będziesz miał finansowo gorszy czas, a na Twoim blogu zasięgi spadną na łeb na szyję.
Bo kochasz pisać.
Znalazłam w sieci takie zdanie:
„Syndrom wypalenia zawodowego stał się modnym, nadużywanym określeniem.
Stał się również wysublimowanym sposobem tłumaczenia własnego lenistwa, znudzenia, spadku motywacji.
Wyczerpanie łączy się nierozerwalnie z dysproporcją pomiędzy tym co dajemy, a tym co otrzymujemy.” (blog justmakemesmile.pl )
I tu zwróciłabym uwagę na te 3 mocne zdania.
Pięknie oddają to, co chciałabym napisać, więc je tak tutaj zostawię.
dla większości to nie jest żadne wypalenie tylko pieprzenie i wymówki
Mam kilka blogów. Dwa z nich o księgowości małych firm – nie piszę na nich od dawna, ale ciągle zarabiają. Uwierz mi, że po napisaniu ok. 150 artykułów nt. „księgowości online” miałam ich powyżej uszu, choć te blogi – zarabiały i zarabiają.
No powiem Ci Olu, że rzeczywiście, ja też chyba wysiadłabym przy tej tematyce, i musiałabym szukać odskoczni, nawet gdyby zarabiało 🙂