Podsumowanie roku 2020 – lipka, pipka, kalafiorek

aleksandra niedzielskaYhym. Siadam do tego wpisu z bólem istnienia wymalowanym na niepomalowanej twarzy. Heh i nawet mnie to rozbawiło (co dziwne!). Jest drugi dzień świąt, w tle robię właśnie pieczeń ze schabu (serwowana będzie z kaszą gryczaną i buraczkami), kot leży na parapecie i się na mnie gapi, a do złożenia czeka góra prania, która wisi na suszarce już ponad tydzień i jakoś sama nie chce się sprzątnąć. Mam też szczerą nadzieję, że nie spalę tego mięsa, pisząc w międzyczasie ten tekst.

Ale do rzeczy, bo wcale nie jestem pewna, czy interesuje Cię to, co mam teraz na gazie, ani co mnie otacza (w sumie mógłbyś dać znać w komentarzu, to będę albo o tym mówić częściej, albo wcale). Zatem! Gdybym miała ten rok podsumować trzema słowami, to byłoby to właśnie: lipka, pipka, kalafiorek. Ale to już wiesz z tytułu artykułu, więc może jednak rozwinę to nieco szerzej, a przy okazji wgryzając się w to, co się działo, jakoś lepiej to wszystko ułożę sobie w głowie. No i może za parę lat, jak zerknę do tego wpisu, to powiem sobie „ooo Niedzielska, patrz! Wylazłaś z tego bajora!” albo powiem „ooo widzisz bejbe, to był właśnie znak, że zaczynasz jakieś zmiany”. Kto wie?

Podsumowanie roku 2020

Blog – Poziom żenua.

Od dłuższego czasu mam spadek chęci do pisania na blogu, co pewnie widać, słychać i czuć. Jedyne, co trzyma go przy życiu i jako takiej aktywności twórczej (wpis raz w tygodniu to maks), to live’y, które prowadzę z Pawłem Pieczką na Fanpage Swoją Drogą i które tutaj wstawiam w formie archiwizacji, opisując nieco, co się na nich wydarzyło. Gdzieś uciekł mi polot pisania, a może nie tyle uciekł, co przekierował się w inną stronę (o tym będzie później). Krótko mówiąc: rzeczy ciekawych do poczytania jest tutaj mniej. Uwagi: rusz żesz dziewczyno tyłek i zacznij robić to, w czym jesteś dobra. Nie wiem czy chodzi o to, że tracę „głód” do pisania w tematach zarobkowo-marketingowych, czy może o to, że nie dzieje się nic na tyle ciekawego, o czym chciałabym pisać.

Statystyki 2020:
Wpisów na blogu: 58 (a od początku 419)
Komentarzy na blogu: 175 (a od początku 2658)
Średnia liczba wejść miesięcznie w 2020: 3500 (czyli w całym roku jakieś 42 000)
Nowości: Dodałam na blogu monetyzację poprzez reklamy Google oraz możliwość wykupienia tu artykułów gościnnych (poprzez Whitepress oraz Linkhouse), wróciła także opcja subskrybowania bloga.

Aktywności na SM – jeszcze dyszy!

Profil FB  (1-2 wpisy w tygodniu max, czasem mniej)
Fanpage własny  (yyy hyhy… 1 wpis w tygodniu przy dobrych porywach)
Fanpage Swoją Drogą  (współprowadzony z Pawłem Pieczką, 1 live tygodniowo + wpisy)
Instagram własny (wykorzystuję tylko do robienia rolek, zdjęcia dodaję z częstotliwością, o której lepiej nie pisać, jak jest 1 foto w miesiącu to szczyt szczytów)
Grupa Marketing.Start  (1 wpis na ok 2 tygodnie, ale to się zmieni od nowego roku, bo tu rusza nowy plan reaktywowania grupy typowo nastawionej na wskazówki marketingowe, dyskusje w tym temacie i live’y).
Inne grupy dyskusyjne (czasem zerknę, czasem nie)

Za chwilę się okaże, że to podsumowanie będzie moim rachunkiem sumienia heheh (i to może być rachunek bolesny). Aaaa sos! Jedna chwilka, zaraz wracam, ino łyżką drewnianą zamieszam.

Zarabianie pieniędzy w internecie – no mogłoby być kurka lepiej!

Od początku roku 2020 z tematów zarobkowych, które robię (czyli działam marketingowo) jest tylko jeden: firma Properly. Osobiście jest to dla mnie ogromny przeskok, jeśli chodzi o dotychczasowe podejście, ponieważ zwykle rocznie robiłam przynajmniej 2-4 różne projekty pozwalające na zarabianie w sieci, dzięki czemu środki i działania były rozłożone, a dywersyfikacja większa. Tym samym jednak po zeszłorocznych wpadkach, a raczej upadkach projektów, w które angażowałam i czas i środki, jakoś odechciało mi się tego typu klimatów i zaczęłam się rozglądać za czymś, co dawałoby większe podstawy do nazwania tego biznesem długoterminowym. I tu wybór padł właśnie na firmę proptradingową Properly (trochę życzeniowo, ale i po sprawdzeniu ich historii widzę tu po prostu szansę na wieloletnią współpracę, a nie 3-6 miesięcy i bye bye American Pie). Ale żeby nie było tak różowo: Properly działa na rynku forex i chociaż ja nie handluję tu sama, a robi to automat, to rok 2020 nie był dla tego automatu zajebisty. Ba, nie był nawet średnio zajebisty. Zyski nie powalają, a moje przyzwyczajenie do tematów dających dużo, ale krótko też sprawia, że oczekiwałabym tu większych pieniędzy, a na forexie w 2020 pieszczotek niestety nie było. Podsumowując: automaty śmigają i działają, ale w tym roku szału zarobków nie było (czytaj: stykło na waciki), no i w kwestii miłego wspomnienia zostaje czas październik-grudzień 2019, kiedy to nieźle siankiem sypało. Liczę, że 2021 będzie lepszy.

Z martwych powstała z kolei firma Independent Enterprise, co osobiście doprowadziło mnie do szoku, bo byłam pewna, że już po nich i tyleśmy ich widzieli (nawet usunęłam z bloga artykuły o firmie, żeby mnie już dłużej nie wnerwiały). A tu proszę – wznowili kopanie i chociaż w systemie widać, że jest jeszcze błąd na błędzie, to jednak coś się kopie. Do zwrotu kwot wydanych na moc obliczeniową do kopania ETH jest wciąż daleko (jak stąd do Las Vegas), no ale jakby nie patrzeć: trup powstał z martwych i to mnie cieszy.

Cały rok 2020 to również kryptowalutowa nędza, która jednak jakże pięknie odbiła na koniec roku – sprawiając, że nie tylko udało mi się wyjść na zero ale i ładnie zarobić. Tak, skeszowałam część posiadanych krypto, nie zamierzając czekać kolejnych 2 lat z nadzieją, że może (o panie!) Bitcoin skoczy do miliona. Nic z tego. Zatem tutaj jest plus, ale nie ukrywam, że poza cash-outem, coś zostawiłam na portfelach, żeby jeszcze leżało, ale też żeby sfinalizować zyski, a nie podziwiać tylko wirtualne cyferki i mieć nadzieję, że och, ach może kiedyś. P.S Tak, nauczyłam się keszować, a nie tylko kumulować.

Darmówki 2020 – tu było kilka opcji do zysku bez inwestycji, ale też nie jest to już tak częste, jak w 2019, więc jeśli coś się pojawia, to korzystam. Info o takich akcjach wrzucam tutaj: https://aleksandraniedzielska.pl/sprawdz-bonusy-za-darmo/ o ile nie zapomnę;) W tym roku sporo takich okazji było na Coinbase – tu wystarczy zapisywać się na quizy o kryptowalutach, wypełniać je i trochę nowych krypto zawsze wpada. Z ostatnich: Band (do 43$) czy XLM ( do 50$)

Dywersyfikacja głupcze czyli za co płacić rachunki?

Teraz będzie ciekawiej 😉 Gdybym miała podliczyć REGULARNE zyski z netu w tym roku, czyli to, co średnio na koniec miesiąca wpadałoby mi z a) Properly i b) kryptowalut w roku 2020, nie wliczając w to oczywiście hitowego grudnia, który pozwolił się pięknie odbić, to… no cóż, nie miałabym na rachunki! Serio, serio. Tu przypomnę, że od lat nie pracuję nigdzie poza netem, wiec 100% moich dochodów pochodzi właśnie stąd, a kiedy rok jest słabszy, tak, jak ten (albo ja coś zarzucę, licząc głupio, że już ever forever będzie miodzio, więc nie muszę), no to jest cieniutko. Aż czasem zazdroszczę kolegom, którzy śmigają na etacie i mają pieniądze z wypłaty, bo ja, jeśli nie zarobię ich w necie, to zwyczajnie nie mam.

Zatem: skąd miałam na rachunki i jedzenie (ooo przypomniał mi się ważony w kuchni sos, właśnie go zgasiłam!), przez cały rok do grudnia, kiedy to zyski z w/w były nędzowate, w stylu właśnie lipka, pipka, kalafiorek?

Dobre pytanie! Normalnie odpowiedziałabym, że z portalu turystycznego, który współprowadzę i który był świetną dywersyfikacją, ale tak się składa, że od około marca zyski z tego są niemal żadne (efekt zamknięć branży turystycznej, obostrzeń, raz hotele otwarte, raz zamknięte i tak w kółko Macieju), więc standardowe dochody z tego portalu (reklamy ośrodków turystycznych, organizatorów imprez itd) skurczyły się w tempie szybszym niż ustawa przewiduje. To więc, zresztą jakże istotne źródło zysków, zostało wycięte uuups – czas na sucharki? Chleb maczany w wodzie? Na szczęście nie, ale… żeby ogarnąć żywot rachunków i żarcia, czyli tzw. bieżączkę, musiałam wrócić do zleceń, którymi od ładnych paru lat nie musiałam się już w ogóle zajmować.

Chodzi oczywiście o pisanie tekstów za pieniądze i kampanie seo dla firm – zajmowałam się tym dość dawno temu, a później, kiedy już zrobiło mi się wygodnie i cieplutko od zysków z netu z różnych ryzykownych tematów, mogłam to zarzucić. A tu klops, niespodzianka, mamy Cię! No więc trzeba się było dostosować do nowych realiów i wrócić na tory dające pieniądz bieżączkowy do kieszeni. Odświeżyłam trochę kontaktów wśród starych klientów, którzy jak się okazało nie zapomnieli o tym, co robiłam kiedyś i chętnie wrzucili mi dodatkowe zlecenia. Uff, załatwiłam więc rachunki – i chociaż pożera mi to masę czasu i wysiłku, to bieżączka została ogarnięta. A jak coś nie styka, to jeszcze posiłkuję się wrzuceniem paru tekstów na GoodContent.pl (stawki są tam mierne, ale z braku laku, na bezrybiu i rak ryba).

Rozterki pandemiczne i to, co z nich wynikło

Dodatkowo, w okolicy jakoś chyba kwietnia-maja 2020, dowaliły mi mocno rozterki pandemiczne. Takie osobiste, emocjonalne, związane z tym, jak wszystko się zmienia i pewnie też powiązane z łubudnięciem zysków ze strony turystycznej. Efekt był taki, że musiałam gdzieś odreagować, a nauka języka chińskiego, którą zaczęłam w 2019 zupełnie mi w tym nie pomagała. Zatem odłożyłam ją i przeniosłam się w inne światy, co okazało się nad wyraz korzystne dla mojej sprasowanej głowy.

Inne światy – nie mówię tu oczywiście, że kopsnęłam w kalendarz, ale że przeniosłam sobie głowę, myśli, emocje, napięcia i rzeczywistość – w inne miejsce. Zaczęłam więc pisać opowiadanie, lokując je z dala od obecnego klimatu pandemiczno-pojebanego, a wyszła z tego książka. Na fali wysłałam ją do kilku wydawnictw i okazało się, że jedno z nich szybko odpisało, że jest zainteresowane, więc podpisałam z nimi umowę. Nie tyle chodziło tu o pieniądze (wszyscy chyba wiemy, że pisarze książek w większości zarabiają nędznie), co o przekierowanie moich myśli w „inny świat”. Odprężenie, detoks, ucieczkę? Możliwe, że wszystkiego po trochu. Niestety (albo stety, bo tego jeszcze nie wiem), po podpisaniu umowy z wydawnictwem wcale nie przeszła mi chęć na siedzenie w tym innym świecie. Od razu zabrałam się… za kolejną książkę. I za następną. I kolejną. Aktualnie właśnie kończę piątą (sick!!!) i nie pytajcie mnie nawet, co mi odjebało, bo nie wiem. Po prostu mnie to wciągnęło i pozwoliło się odstresować w sposób, jaki lubię. Pisząc.
Oczywiście nie obrażę się, jeśli na takiej książce zarobię 1 zeta od każdej sprzedanej sztuki. To taki mini dochód pasywny prawie – na pączki, burgera, a może nawet w porywach na jakieś klapki.

O czym książki owe będą? O niczym, co mógłbyś przypuszczać. Żadnych marketingów, motywacji, sracji, deliberacji, zarabiania w necie: nic. Tylko detoks umysłowy, fabuła, raz wątki śmieszne, raz męczące, wytwory wyobraźni, seks (no a jakże!), raz romans, raz mordobicie, krew, żądza i jakaś nuta psychodelii. Heh… plus do tego inne mixy wszelakie, bo akurat wizje mam różne i same mnie one czasem zaskakują. Mój domowy korektor nazywany też sprawdzaczem błędów, łapie się czasem za głowę pytając, skąd ja to u licha wzięłam. Cóż, nie wiem. Wyciągam z siebie pokłady przedziwne.

Podsumowując: nie można powiedzieć, że przez cały rok nic nie robiłam, ale zdecydowanie mniej to wszystko pokazuję (wiem, to błąd, ale jestem na takim dziwnym etapie i czekam aż minie) i są to trochę inne rzeczy. Zastanawiam się czy nie powinnam określić tego roku, jako szukania siebie i trochę mnie to dziwi. Dawno myślałam, że się już znalazłam, wiem co i jak i z czym, ale teraz, w tym wariackim roku czuję, że chyba jednak coś jeszcze zostało do odkrycia. Poprzestawiało mi się.

Co dalej?
A to zobaczymy w 2021.

Na koniec zdanie z pierwszego odcinka serialu o Agnieszce Ocieckiej: „Czasem, żeby coś zmienić, trzeba zburzyć to, co się już zbudowało”.

20 komentarzy

  • Paweł Pieczka

    Noooo Ola, ciekawy wpis, ważny na pewno. Poznałem kilka nowych słów np. „ łubudnięciem”, uwielbiam takie jak to nazwałaś rachunki sumienia. Im bardziej człowiek się rozwija tym z większym upływem czasu takie wpisu dają radochę i pokazują co udało się rozwinąć, zdobyć, poprawić czy zakończyć. Książka! Wiedzieli i jednej więc tu szok, 5-gratuluję! No i super, że znalazł się wydawca, choć pamiętam rozmowy, że publikacji nie będzie a tu proszę z tym poznawaniem siebie i szukaniem dlaczego jak widać zawsze jest coś co w naszej wędrówce przez życie potrafi zaskoczyć i to jest najlepsze bo dzięki temu życie ma sens. Patrząc na ogół nie uważam, że ten rok były zły, kiepski czy słaby. Był potrzebny i ważny jak każdy wcześniejszy i te przed nami.przy okazji dziękuje, że mogłem częściowo uczestniczyć w tej drodze bo dla mnie to równi cenne doświadczenie 3mam kciuki z książki i teraz liczę, że jak już tylko pojawia się w sprzedaży to będę miał możliwość się zaczytać i oczywiście liczę ma dedykacje z autografem

    • Pewnie, że taki rok był potrzebny, gdyby nie on to pewnie wiele rzeczy i doświadczeń by nam umknęło, a tak jednak są i dają do myślenia (co widać) 😉 Czy zły – nie wiem, ale na pewno gorszy no i „inny”, chociaż jak znam życie to okaże się, że właśnie z tego dziwnego roku wyniesiemy najwięcej bezcennych lekcji 🙂

    • Helena Śniadkowska

      Jeden z lepszych Twoich wpisów , tak wstawki z działań w tle są fajne. Mam nadzieję, że sos smakował 🙂

      Wpis wyjaśnia wiele między innymi to czemu jest Ciebie mniej w tych miejscach w których do tej pory było Ciebie więcej. Dziękuję !

      Gratuluję z całego seducha znalezienia sposobu na siebie , mnóstwo osób nie radzi sobie z sytuacją na świecie co odzwierciedla się na ich życiu i zdrowiu psychicznym. Jesteś niesamowita!

      A teraz najabrdziej nurtujące pytanie w tej chwili , czy to jakaś saga czy każda książka jest o czymś innym ?

      Nie mogę się doczekać publikacji więc zamawiam już egzemplarz dla mnie , oczywiście z autografem i pytam kiedy zaczyna się przedsprzedaż?

      • Sos wyszedł świetnie, co dziwne, bo naprawdę myślałam, że go zjaram;)
        P.S Każda o czymś innym:) I… na ten moment nie mam jeszcze pojęcia czy pochwalę się tym oficjalnie, ha, bo wydane będzie pod pseudonimem;)

  • Wow 🙂 No i powiem Ci że aż miło się czytało. Może to przez te wstawki ale artykuł jest szczery. Sam też coś tam naskrobałem ale pojawiły się o dziwo emocje strachu przed wstawieniem tego do neta. Ten rok był mega dziwny dla każdego z nas ale gratuluję wydania książki 🙂

  • No patrzaj, a całkiem tak nie dawno własnie myslałam o Tobie w kontekście kończącego sie roku.
    GoodContent.pl – nie słyszałam o tym portalu – z ciekawości tam zajrzę.
    Książka, a nawet -ki! Kiedy pierwsza w sprzedazy? Mam nadzieję, że zaprosisz na wieczór autorski i egzemplarz z autografem będzie for me 😀
    U mnie rok jesli chodzi o finanse – no zgrzeszylabym, gdybym powiedziała że lipka i kalafiorek. Wręcz przeciwnie, ananasy 😉 i mam nadzieję, że i ten nadchodzący będzie conajmniej taki sam.
    Pozdrawiam i Happy New Year!

  • Fajne podsumowanie, ja też już sprzedałem część BTC.

  • Marian Olansky

    Brawo Aleksandra. Cieszę się, że udało ci się przetrzymać ten rok. Może w 2021 uda się podziałać w tym samym projekcie, może w kilku. 😀
    A tymczasem, głowa do góry i do przodu.
    Pozdrawiam serdecznie.

  • Kazimiera Nurczyk

    Zawsze z przyjemnością czytam Twoje podsumowania. Są dla mnie inspiracją do wielu przemyśleń. Z niecierpliwością czekam na wydanie Twoich książek.

  • No i fajnie. Właśnie przypomniało mi się, że Ty bloga piszesz. Wskoczyłem więc, aby poczytać co tam „naskrobałaś”. Nie będę ukrywał, że ten komentarz w perfidny sposób potraktuję jako lekkie „rozpisanie się”bo mam coś niecoś do napisania i takie tam pisanie komentarzy to fajna „przygrywka”. Ale, ale dość „gorzkawy” ten Twój tekst, a przyznaję, że nie do tego, przynajmniej mnie, przyzwyczaiłaś. Nie będę pisał, że świetnie opisałaś to co za Tobą, bo po co mam to pisać? Twoje retrospektywne spojrzenie na miniony czas, przypomina wiele rzeczy, które się wydarzyły i nie ma co do nich wracać bo „to se nevrátí ” jak bodajże Hrabal pisał. Ja nie mam w zwyczaju wracać do zdarzeń już minionych bo one już się wydarzyły i nie mam na nie absolutnie żadnego wpływu. Nie oznacza to jednak, że nie lubię od czasu do czasu „poczytać” co tam u innych się działo. Rok, który był, to on już był i tyle. Pomimo mojego podejścia do tego typu spraw, dzięki Twojej „retrospekcji rocznej” ciekawych rzeczy się dowiedziałem o Tobie. Książki fajowo, że piszesz i jestem ich bardzo ciekaw. Ustawiam się w kolejce po egzemplarz, za który oczywiście zapłacę „cenę z okładki” z prośbą o dedykację. Ba jeśli zechcesz to mogę ją również na swój sposób promować. Czemu nie, nawet jeśli jest pod pseudonimem napisana. Wielu znanych i bardzo uznawanych pisarzy ma w swoim dorobku książki pod pseudo pisane, a choćby i Głowacki jako Prus znany. No dobra wracam do tematu, może jakiś menedżer do Twoich pisarskich zapędów był by Ci potrzebny to może bym tak … O.K. Weź spróbuj popisać na giełdę tekstów „Giełdy Tekstów”. Ma ona jedną zaletę, sama decydujesz o cenie tego co napisałaś. Oczywiście nie od razu wszystko się sprzeda, ale wież mi sprzedaje się. Czasem bardziej opłaca się napisać np. tekst licząc sobie po 10-15 zł za umowne 1000 zzs. Stawkę można sobie samemu ustalać i nic nikomu do tego. A co jeszcze ważne póki co to jest bardziej pewne, że kasa za sprzedany tekst wpłynie, bo jeśli go ktokolwiek chce to jak nie zapłaci to go z giełdy nie dostanie. Ryzyko jedyne to oprócz tego, że chętnych nie będzie to ewentualne możliwość upadku „Giełdy Tekstów” co też może się zdarzyć. Ale po co ja to piszę i kolejną konkurencję prowokuję do działania. Przepraszam za bardzo obciachowe zachowanie odnośnie proponowanie tego pisania na „Giełdę”, ale może akurat Tobie się to przyda, zwłaszcza że lubisz pisać i lubisz jak Ci za to pisanie płacą. No dobra przechodzę do kolejnego tekstu z Twojego bloga bo mam spore zaległości w czytaniu. Pozdrawiam serdecznie, ja Mirek.

    • O mamusiu, a Ty wiesz, że jak spojrzałam na komentarz i jego długość, to w pierwszej chwili pomyślałam, że znów mam atak spamerów na blogu? Hihi, dobrze że zdziwił mnie braku miliona linków i znajome imię na końcu, wiec zamiast z automatu skasować, to poczytałam, uff! 🙂
      Powiem, że zastanawiałam się długo czy napisać ten wpis, ale uznałam, że skoro już miałam ten gorszy rok (psychicznie, nie powiem przyznaję się), to może lepiej będzie o tym opowiedzieć, żeby mieć to w dokumentacji, jak już będzie lepiej. Ba! Już jest lepiej, ale skoro mówimy o marketingu, markach, pieniądzach itd to takie pokazywanie drogi, fair play, bez wiecznego słodzenia wydaje mi się być nader ciekawą opcją.
      Co do tekstów – dzięki za pomysł, chociaż tu głównie bazuję na stałych klientach, a jak chcę popisać co więcej, to siadam do książki, która mnie odpręża mentalnie. No i nie wiem Mirku czy chciałbyś być menadżerem tego, co dziergam, bo to nie są bynajmniej tematy zbyt merytoryczne, za to dość emocjonalne (czasem), brutalne (też bywa) i inne. 😉
      Ot wielostronności kobiecej natury 😉

      • A ja nie jestem merytoryczny, lubię różne „dziergania”, one zawsze coś wnoszą. Znając odrobinę Twój „styl” pisania w oparciu o tego bloga czy tego co na fb. piszesz, to wydaje mi się, ze sporo ciekawych nowych słów i zwrotów mógłbym się doczytać. Zastanawia mnie tylko czy ta Twoja spora „toporność” występująca zwłaszcza na fb. to poza na taki czasami nazwę to delikatnie „zbyt daleko idący dobór słów” nie chcę użyć ostrzejszego słowa. Nie mam zamiaru recenzować sposobu Twojej fb. twórczości, ale zazwyczaj kiedy trochę „pojedziesz” to się zastanawiam jak to u Ciebie jest, poza, czy nie poza. Ale co tam, niech to będzie dla mnie zagadką. Zapomniałem w tym wcześniejszym wpisie napisać, że bardzo Ci zazdroszczę „Rancza” na którym mieszkasz. Chodzi mi o przestrzeń, bo mam wrażenie, że to dość pokaźny obszar. Tego Ci zazdroszczę ja na tym swoim 1000 m. kw. terenie trochę się duszę brak mi przestrzeni. P.S. Wielostronność „kobiecej natury” myślę, że trochę poznałem, w końcu otaczają mnie same „baby”: Żona, dwie córki, siostra i mama. Ot taki mój los, choć ostatnio jakiś „męski”element się zaczyna pokazywać za sprawą córek. A jeszcze przepraszam nie chciałem być anonimowy, myślałem, że jak już kiedyś podałem swoje „dane” to one z automatu się pokażą.

        • No właśnie coś mi tu świrują komenty i z automatu się nie pokazuje, ale już Cię rozpoznaję Mirku 🙂 Gratuluję tych męskich akcentów tj elementów, między samymi babami podobno czasem ciężko żyć, więc nie rośnie zdrowo:). Ps Tej mojej przestrzeni nie ma aż tak wiele i powiem Ci, że bardzo się z tego cieszę, bo tak jak na początku wydawało mi się mało, tak ilość roboty na tym niby „małym” poraża, więc dziękuję losowi, że parę lat temu nie skusiłam się na hektarową działkę, bo chyba powiesiłabym się na sznurze w stodole ha 😉
          A! I jeszcze dodam, że lubię czasem zbyt daleko idący dobór słów. Oczywiście w profilu własnym i na moim podwórku, a nie w tekstach, które tworzę za kesz, to już inna bajka;)

  • Aj, to jeszcze ja, znowu zapomniałem / starość nie radość z pamięcią bywa różnie/ zapytać co to za portal turystyczny??. Zdarza mi się bardzo często o turystyce polskiej pisać i w związku z tym staram się docierać do mało popularnych informacji o każdym opisywanym miejscu. Nie jest to zbyt łatwe pomimo ogromu informacji w necie. Sporo mam jakiś tam informacji z moich dość dużych podróży po naszej pięknej Polsce, ale niestety wszędzie być nie mogłem. Może akurat coś ciekawego z tego prowadzonego przez Ciebie portalu przyda mi się w moich opisach. Oczywiście nie będzie to plagiat, jeszcze potrafię własną głowę zaprząc do kreatywnego myślenia.